czwartek, 4 marca 2010

Małe dramaty. Ostatni dzień lata.


Dwa debiuty filmowe, dwa filmy krótkie trwające około 60 min., dwie premiery w 1958 r., dwa filmy kręcone w roku 1957, dwie niekonkretne miejsca, choć sceneria konkretna - Łeba i Kazimierz nad Wisłą. Dwa zupełnie różne filmy.
Małe dramaty. 1958.

Film fabularny
Produkcja: Polska
Rok produkcji: 1958
Premiera: 1960. 03. 14
Gatunek: Film psychologiczny, Film dla dzieci (młodzieży)
Dane techniczne: Barwny. 1803 m. 62 min.
Plenery: Kazimierz n. Wisłą.
Reżyseria: Janusz Nasfeter
Reżyser II: Tadeusz Kończakowski
Współpraca reżyserska: Ryszard Rydzewski, Maria Pietrzak
Scenariusz: Janusz Nasfeter
Operator kamery: Wacław Dybowski
Współpraca operatorska: Ludwik Pełka, Bogdan Myśliński
Nowela pierwsza - Karuzela
Zdjęcia: Kazimierz Konrad
Obsada aktorska: Wojciech Lityński ("Hulajnoga"), Andrzej Nasfeter ("Rudy"), Marek Paprotny ("Pyza"), Tomasz Mayzel ("Cwajnos"), Jerzy Palmowski ("Sowa"), Tadeusz Wiśniewski ("Wiewiórka"), Saturnin Butkiewicz (kierownik lunaparku), Bolesław Kamiński (pomocnik kierownika lunaparku), Stanisław Milski (dziadek "Sowy"), Edward Radulski (Igor, pracownik lunaparku opiekujący się karuzelą), Jarosław Skulski (pracownik lunaparku; nie występuje w czołówce)
Nowela druga - Upadek milionera
Zdjęcia: Karol Chodura
Obsada aktorska: Aleksander Kornel ("Milioner"), Henryk Fogiel ("Krępy"), Lech Rzegocki ("Czarny"), Andrzej Paprotny ("Chudzielec"), Halina Przybylska (matka "Milionera"), Tadeusz Woźniak (ojciec "Milionera"), Wiesława Mazurkiewicz (ekspedientka w sklepie; nie występuje w czołówce),Zygmunt Zintel (mężczyzna lutujący garnki; nie występuje w czołówce)
Janusz Nasfeter zasłynął jako niedościgniony specjalista od dziecięcej psychiki w filmie. W Małych dramatach snuje historie dziesięcio-, dwunastolatków w anahronicznej atmosferze świata-nie-świata. Stosuje konsekwentnie poetykę realistyczną, ale całość jest baśniowa, odrealniona, po dziecięcemu magiczna. Wszystko to, a i owszem, jest odrobinę naiwne, takie naiwne w sposób idealny i specyficznie przemyślny. Tak jakby kierowało pomysłem i kamerą spojrzenie dziecka. Wiemy, że dzieciństwo jest zawsze jakąś traumą, dlatego przecież nikt nie udaje, że jest lekko. Obie nowele są w pewnien sposób brutalne (ciepło-brutalne?), reżyser usunął z drugiej opowieści szczęśliwe zakończenie. Wszystko zostało świadomie pokryte patyną i właśnie ten gest z ekranu każe widzowi zastanowić się nad współczesnością i nad tym, na kogo wyrósł, na kogo w ogóle wyrośliśmy. A wszystko to z wdziękiem Serca Amicusa.

JJS [Jan Józef Szczepański], Małe dramaty, "Tygodnik Powszechny", 1960, nr 13
"Małe dramaty" stanowią w dorobku kinematografii polskiej pozycję oryginalną i na pewno godną uwagi. Podjęcie tego rodzaju psychologicznej liryki świadczy o rozszerzającym się kręgu poszukiwań (…). U źródeł wszystkich wielkich dorosłych dramatów tkwią takie właśnie dramaty, a niedostrzeganie ich zuboża i fałszuje wiedzę o życiu (…). Film jest przejrzysty w konstrukcji, oparty na trafnej obserwacji i wzruszający dzięki bardzo ludzkiej, a zarazem pełnej dyskrecji postawie autora.
 Ostatni dzień lata. 1958.

Film fabularny
Produkcja: Polska
Rok produkcji: 1958
Premiera: 1958. 08. 04
Gatunek: Film psychologiczny
Dane techniczne: Czarno-biały. 1805 m. 66 min.
Plenery: plaża w Szklanej Hucie.
Reżyseria: Tadeusz Konwicki, Jan Laskowski
Współpraca realizatorska: Arkadiusz Zatoń, Małgorzata Jaworska, Andrzej Galiński
Scenariusz: Tadeusz Konwicki
Zdjęcia: Jan Laskowski
Opracowanie muzyczne: Adam Pawlikowski (utwory Camille'a Saint-Saensa; w czołówce określenie funkcji: muzykę podał...)
Dźwięk: Józef Bartczak
Montaż: Wiesława Otocka
Kierownictwo produkcji: Jerzy Laskowski
Produkcja: Studio Filmowe (d. Zespół Filmowy) Kadr
Atelier: Wytwórnia Filmów Fabularnych (Łódź)
Obsada aktorska: Irena Laskowska (Ona), Jan Machulski (On)

1974 - Tadeusz Konwicki Samowar, Nagroda Entuzjastów Kina (przyznawana przez DKF w Świebodzinie) dla najlepszego filmu XXX-lecia PRL
1958 - Tadeusz Konwicki Wenecja (MFF Dokumentalnych i Krótkometrażowych)-Grand Prix
1958 - Tadeusz Konwicki Bruksela (EXPO 58)-Nagroda Główna dla filmu eksperymentalnego

Jak dla mnie mistrz.. Film poruszający prostotą, wręcz ascetyczną oszczędnością środków, przestrzeni, gestów. Wszystko, co dzieje się w tym filmie, dzieje się w gestach, spojrzeniach, dzieje się pod spodem. Padają słowa, są lekkie, niewymawialne. Film o trudzie układania życia, odpowiednio subtelny i oszczędny. Wspaniale pokazana podskórność myśli i uczuć. Gra z pozorem i gra pozorna. 
Całość dopełniło spotkanie z rodzeństwem Laskowskich. Wspaniali, przemili, pogodni ludzie w dowcipny sposób opowiadali o tworzeniu tego filmu i o życiu filmowców w latach 50. A jest co opowiadać. Sam Ostatni dzień lata to kopalnia anegdot. Zrealizowany przez przyjaciół. Napisane role należały się konkretnym aktorom. Irena Laskowska mówi - to była historia trochę o mnie. Konwickiemu się podobałam (a byłam żoną jego przyjaciela) i raz mu dałam w twarz. Łącznie dziesięć osób, na planie pięć plus dwa. Minimalny koszt, maksymalne stężenie ambicji. Wszystkiego brakowało, ale gdy po dwóch tygodniach pracy okazało się, że efekty są opłakane i nadają się wyrzucenia to o dziesiątej rano wódka i ogórki zawsze działają. Ze wszech stron słyszeli, że to nie ma szans - wiedzą, że zrobili coś wyjątkowego. Zachwyca profesjonalizm Jana Laskowskiego, który po prostu okiełznał światło i podporządkował je filmowi. Bez żadnego właściwie sprzętu uzyskał obraz bez odblasków, bez poświaty, idealne morze, niebo i plażę. Żadna cena nie zastąpi umiejętności - miliony zdjęć z nad morza, znajomość światła, powietrza i pogody - dały efekt całkowicie profesjonalny. W ogóle nie jest to film, którego eksperymentalność jest amatorska, a niski budżet powoduje prowizorkę. To po prostu film mistrzowski. 
Może na koniec jakaś anegdotka? Bo oto mamy w filmie pierwszą rozebraną aktorkę - w scenie wychodzenia z morza Irena Laskowska nie ma na sobie kostiumu. Prawdziwa rewolucja, którą trudno dostrzec. Kamera stoi daleko, wydaje się, że kobieta ma na sobie coś jasnego - ha! Tajemnica  - nie dość, że zimno, to Konwicki patrzył "zza krzaka", umowa więc była taka, że przez wszystkie próbne zdjęcia aktorka będzie w kostiumie, nagość nie będzie powtarzana. Nadszedł czas kręcenia wersji ostatecznej, pani Irena rozebrała się i co się okazało? Okazało się, że jest opalona. To białe to nie kostium - to skóra. Piękna historia doprawdy - choć jak ktoś uważny to i nagość zobaczy.